niedziela, 4 stycznia 2015

Takie tam przemyślenia

Wiem. Jestem dziwna. No bo jak inaczej można nazwać człowieka, który ma obsesje na różnym punkcie? Być może mam to po tacie. On zanim wyjdzie z domu sprawdza po kilkanaście razy czy woda z kranu nie cieknie, czy gaz jest wyłączony, czy drzwi zamknięte. Przy mojej pierwszej wizycie u psychiatry, doktor zadała mi pytanie czy mam jakieś obsesje. Wtedy moja odpowiedź brzmiała nie ale teraz odpowiedziałabym zupełnie inaczej. Zawsze po 23 słyszę jak przelatuje samolot. Niby nic takiego ale ja boję się że zaraz z tego samolotu zlecą bomby i będzie po nas. Pamiętam że to zaczęło się w podstawówce. Na lekcjach historii mówiliśmy o I i II wojnie światowej. O tym jak bombardowano. Obejrzałam też w tym czasie film o Janie Pawle II, w którym była scena puszczania bomb na ludzi. Wiele z nich zmarło. Przeżyli nieliczni. Od tego czasu miałam obsesje na punkcie wojny. Bałam się że znowu wybuchnie. Jednego dnia było pożegnanie mojej przyjaciółki Agaty bo się przeprowadzała. Dobrze się bawiliśmy na dworzu do czasu gdy usłyszałam samolot. Wtedy szybko się pożegnałam i uciekłam do domu. Wtedy się rozpłakałam. Nie pamiętam czy później również były takie sytuacje. Tą pamiętam najbardziej. Ostatnio wpadam znowu w depresję. Może to wina pogody a może tego że po prostu czasami człowiek ma gorsze dni. Coraz częściej zastanawiam się czy to że przerwałam terapię to był dobry pomysł. Na początku było dobrze a teraz jest coraz gorzej. Nie ma dnia żebym nie płakała. A o co ? O tym że jestem taką nieudacznicą. Moim największym problemem jest nawiązywanie znajomości. Gdy mam z kimkolwiek pogadam to się cała trzęsę. Dlatego nie mam prawie żadnych znajomych. Mam ich góra 3. Wolę siedzieć w domu przy komputerze niż wyjść na dwór i spotkać się z rzeczywistością. Oczywiście są takie dni że mam dobry humor i wychodzę z domu i się świetnie bawię. Chciałabym żeby takich dni było więcej. Ale no cóż. Przetłumaczcie mi to to dostaniecie Nobla. Inni dziwią mi się. Że niby jak to? Jak nie możesz nawiązać znajomości. Wystarczy tylko zagadać i po sprawie. Dalej się potoczy. Ale tak się tylko mówi. Dla mnie wykonanie tego to istna katastrofa. Jak już się odezwę to coś palnę głupiego czego się wstydzę do końca życia. Tylko raz potrafiłam być sobą. Było to gdy pierwszy raz wylądowałam w szpitalu.  Tam byłam duszą towarzystwa. Ale nie wiem jak to się stało. Może to dzięki tym ludziom. Bo gdy trafiłam tam drugi raz to było tak jak zwykle. Zawadzałam wszystkim. Najgorsze są różne święta. Wtedy to dopiero czuje jaka jestem samotna. Przykładowo w Sylwestra. Siedziałam i zaczęłam płakać bo moi rówieśnicy się bawili a ja siedziałam w domu z rodzicami i ciocią. Od tego czasu nie mogę się pozbierać. Leżę cały czas w łóżku. Zwalam to wszystko na winę choroby. Bo akurat jestem przeziębiona. Więc na razie nikt o nic nie pyta. Jest fajnie. Tylko co będzie gdy się skończy przerwa i czas będzie normalnie funkcjonować. Czy wtedy dam sobie radę? Czy znów zawiodę? A najgorsze jest to że moi rodzice się kłócą. Boję się że się rozwiodą. Tak źle chyba jeszcze nigdy nie było. Nie chcę im dokładać jeszcze problemów. Więc przede mną długa droga aby wyjść znowu na normalność.


~Rosemary